ŚWIĘTA

 

Głównymi świętami starosłowiańskimi, respektowanymi przez Rodzimy Kościół Polski są dni przesilenia i równonocy: 


Nazwa
Okres
Tradycja
Przesilenie zimowe - 21-22 grudnia
Stawianie w domu drzewa życia, rytualna uczta "tryzna"
Równonoc wiosenna - 21 marca
Niecenie świętego ognia, topienie marzanny, zdobienie jajek
Noc Kupały (Święto Ognia i Wody)
Przesilenie letnie - 21-22 czerwca
Palenie ogni, chodzenie po żarze, rytualne kąpiele
Równonoc jesienna
Błogosławienie plonów, rytualna uczta


Główne święta poświęcone przodkom: Dziady wiosenne i jesienne

Osobnymi świętami są rytuały przejścia, celebrujące ważne momenty w życiu członków rodzimowierczej społeczności:


- Powitanie Rodzanic - obrzęd związany z narodzinami

- Postrzyżyny - obrzęd związany z przejściem chłopca z wieku dziecięcego w okres wieku młodzieńczego

- Kosopleciny - obrzęd związany z przejściem dziewczynki z wieku dziecięcego w okres wieku młodzieńczego

- Swaćba - ożenek

- Pochówek / stypa


   Obchody głównych świąt cyklicznych są zazwyczaj publiczne i ogólnie dostępne - uczestniczyć w nich mogą również osoby spoza związku, którym bliska jest rodzima wiara i kultura. Świętom towarzyszy stosowna liturgia, której przewodzi ofiarnik lub wyznaczony żerca.

    W trakcie obrzędów (niezależnie od przyjętej liturgii) wyróżnić zwykle można kilka wspólnych elementów. Jednym z nich jest złożenie stosownych ofiar (składających się najczęściej z płodów rolnych - chleba, kaszy, miodu i piwa) słowiańskim bóstwom. Wiążą się z tym zazwyczaj modlitwy dziękczynne za okazaną przez te bóstwa dotychczasową przychylność oraz prośby o jej okazanie w przyszłości. Czasem podobne ofiary składane są demonom lub duchom przodków w celu zapewnienia sobie ich opieki lub odżegnania ich gniewu. Innym stałym elementem są zabiegi związane z żywiołami mającymi magiczną, oczyszczającą uczestników moc. Kolejnym elementem są przeprowadzane wróżby. Obchody zamyka zaś (jak większość rodzimych słowiańskich świąt, które cechuje radość życia) huczna biesiada zwykle trwająca do białego rana (a nierzadko przeciągająca się o kilka kolejnych dni).


Święto Godowe (Szczodre Gody), przypadające na okres zimowego przesilenia, w pewnych regionach znane było również pod nazwą Zimowego Staniasłońca i trwać mogło nawet kilka dni. Przez słowiańskich rodzimowierców (zarówno w przeszłości, jak i obecnie) uznawane jest za początek nie tylko nowego roku słonecznego ale też liturgicznego. Zwycięstwo światła nad ciemnością symbolizuje moment, w którym zaczyna przybywać najkrótszego (jak dotąd) dnia w roku, a najdłuższej nocy ubywać. Przynosząc ludziom nadzieję, napawając radością i optymizmem, Swaróg - Słońce znów zaczyna odzyskiwać panowanie nad światem. Stary cykl się zamyka - odchodzi stary rok, a nowy się rozpoczyna. Przesilenie zimowe poświęcone było u Słowian także duszom zmarłych przodków. By dusze zmarłych mogły się ogrzać, palono na cmentarzach ogniska i organizowano rytualne uczty (z którymi w późniejszym okresie przeniesiono się do domostw). Był to też szczególny czas na odprawianie wróżb mogących przewidzieć przebieg przyszłego roku, np. pogodę i przyszłoroczne zbiory.

    W pewnych regionach (głównie na Śląsku) w okresie tym praktykowano zwyczaj stawiania w kącie izby snopa żyta zwanego diduchem. Był on zazwyczaj dekorowany suszonymi owocami (najczęściej jabłkami) oraz orzechami, zaś po święcie pieczołowicie przechowywany aż do wiosny.[43] To właśnie od nasion pochodzących z kłosów tegoż snopa należało bowiem rozpocząć przyszłoroczny siew.[44] Innym zwyczajem była kultywowana szczególnie w południowej Polsce (na Podhalu, Pogórzu, Ziemi Sądeckiej i Krakowskiej oraz ponownie na Śląsku) tzw. podłaźniczka - udekorowana gałąź jodły, świerku lub sosny wieszana pod sufitem, nad drzwiami lub nad oknem.[45] Powszechne było też ścielenie słomy lub siana pod nakryciem stołu. Wszystko to czyniono dla zapewnienia przyszłorocznego urodzaju. Wiele z tych pierwotnych słowiańskich zabiegów magicznych nadal powszechnie praktykowana jest w większości polskich domów, choć na przestrzeni ostatnich czasów zwykle próbuje im się nadać inne, obce znaczenie.

    Również zwyczaj kolędowania - czyli chodzenia przez grupę kolędniczą od domu do domu w okresie Święta Godowego - ma swoją rodzimą, etniczną genezę. Noszone przez kolędników maszkary (którymi dla żartu straszono widzów) swoje źródła mają w przedchrześcijańskich praktykach zaklinania urodzaju na Słowiańszczyźnie. Najbardziej charakterystyczna z maszkar, zwana turoniem, przedstawiała rogate, czarne i włochate, kłapiące paszczą zwierzę. Po wejściu wraz z grupą kolędniczą do chaty, turoń rozpoczynał figle i tańce, straszył kobiety i dzieci. Podczas śpiewania kolęd[46] kłapał pyskiem i dzwonił zawieszonym na szyi dzwonkiem. W którymś momencie tych harców następował szczególnie istotny element kolędowania - turoń padał, a wówczas podejmowano się jego "cucenia" - masowania, podpalania pod nim słomy, dmuchania i wlewania w pysk kukły gorzałki, odczyniania uroków. Po takich zabiegach turoń odzyskiwał siły i znów zaczynał hasać, po czym przedstawienie wkrótce się kończyło. Ożywianie turonia i towarzyszące temu zabiegi nawiązują do obrzędów magii wegetacyjnej dawnych Słowian, praktykowanych w tym okresie roku podczas świąt agrarnych. Zgon, a następnie "zmartwychwstanie" turonia symbolizowały odrodzenie ziemi, która na zimę zasypia, by obudzić się wiosną.[47]

    Popularne były również pochody z gwiazdą wykonaną ze słomy i kolorowego papieru, przymocowaną ruchomo do drzewca. Poprzez nawiązanie do Jutrzenki (kojarzonej z brzaskiem i zorzą poranną), czyli gwiazdy zarannej (widocznej nad horyzontem tuż przed wschodem Słońca, niejako zapowiadającej jego nadejście) pośrednio symbolizuje ona odradzające się Słońce (jako że od przesilenia zimowego dzień znów staje się dłuższy). Kolędnik ją trzymający nazywany był gwiazdorem lub gwiaździchem. Była to postać ubrana w baranicę i futrzaną czapę, z twarzą ukrytą pod maską lub umazaną sadzą. Gwiazdor nosił ze sobą wór z podarkami i rózgę, a pytając domowników (przeważnie dzieci) o zachowanie w ciągu roku, w zależności od uzyskanej odpowiedzi wręczał prezent lub smagał rózgą.[48]


Jare Święto, poświęcone głównie Matce Ziemi, w kulturze słowiańskiej stanowi kulminację przypadającego w okresie równonocy wiosennej, kilkudniowego cyklu obrzędowego, związanego z zakończeniem zimy i powitaniem wiosny. Towarzyszące mu obrzędy magiczne miały wnieść do domostw energię i radość życia oraz zapewnić urodzaj i powodzenie na cały rozpoczynający się wiosną rok wegetacyjny. Najbardziej powszechnym i znanym zwyczajem było (symbolizujące przepędzenie zimy) topienie lub spalenie słomianej kukły, zwanej marzanną. Zazwyczaj czyniono to przy szczególnym wszczynaniu hałasu - trzaskaniu z batów, terkocie i klekocie grzechotek, śpiewie i grze na wszelkiego rodzaju instrumentach.

    Po rytualnym, symbolicznym przepędzeniu zimy przychodziła kolej na powitanie i przyjęcie wiosny. Na wzgórzach mężczyźni rozpalali ogniska, mające dodatkowo przyspieszyć oczekiwane przyjście wiosny i słonecznych dni. Młodzi wyruszali na łąki i do lasu w poszukiwaniu wierzbowych i leszczynowych witek pokrytych pąkami bazi, z których następnie "budowali" wiechy. Sprzątano i wietrzono całe domostwa oraz tzw. obejście, prano pościel i szykowano świeże odzienie, pieczono placki a szczególnie wiosenne kołacze.[49]

    Najważniejsze było jednak malowanie jajek - m.in. prasłowiański symbol życia, płodności i magicznej siły witalnej. Pisanka była bowiem szczególnym elementem magicznych obrzędów, mogących zapewnić zdrowie i dorodność nie tylko domownikom, ale i zwierzętom gospodarskim (w tym celu zwykło się np. pocierać nimi chore miejsca lub toczyć po grzbietach zwierząt). Dla przepędzenia złych mocy, po zakończeniu wszelkich (mogących trwać nawet kilka dni) przygotowań do właściwego święta, w wieczór przedświąteczny obchodzono całe gospodarstwo i ziołami okadzano każdy jego zakątek. Nazajutrz obchodzono śmigus - rytuał, który początkowo polegał na uderzaniu się nawzajem rozkwitłymi witkami wierzbowymi, baziami. Wierzono, iż pozwala to wygonić tzw. złe, oczyszcza człowieka i daje mu siłę.[50]  

    Uwieńczeniem tego cyklu obchodów były uroczyste uczty, podczas których obdarowywano się kraszankami. Urządzane one były zazwyczaj na świętych wzgórzach, a towarzyszyły im zwykle igrzyska połączone ze śpiewem i tańcem. W pewnych regionach resztki jadła z tych uczt zakopywano w miedzach, celem zwiększenia płodności ziemi. Następny dzień rozpoczynano od obmywania się w świętej wodzie - z czasem rytuał ów przekształcił się w przedpołudniowy zwyczaj oblewania się zimną wodą zwany dyngusem - miało to moc dodawania ludziom siły życiowej, analogicznie jak deszcz daje tę siłę roślinom (w jeszcze późniejszym okresie śmigus i dyngus połączono w jeden zwyczaj zwany dziś powszechnie śmigusem-dyngusem).

    Wieczorem udawano się natomiast na mogiły przodków, gdzie wspominano zmarłych i pozostawiano dla nich jadło. Ostatnim rytuałem był zwyczaj sadzenia młodych drzewek, w korzeniach których zakopywano kawałki świątecznego kołacza. W pewnych regionach dodatkowo urządzano barwne pochody zwierząt i ludzi przebranych za zwierzęta. Szły też w nich dziewczęta w brzozowych wiankach i młodzieńcy niosący przystrojone gałązki. Korowód zamykali muzykanci, którzy hałasowali głośno, żeby wywołać burzę, deszcz i pioruny - pierwsza wiosenna burza była bowiem postrzegana jako akt miłosny Peruna z Ziemią (dopiero po pierwszym grzmocie można było rozpoczynać wszelkie poważniejsze prace związane z uprawą roli).


Noc Kupały zwana też Nocą Kupalną, Kupalnocką czy też w pewnych regionach Świętem Kresu lub też potocznie Sobótką, to nazwa słowiańskiego święta związanego z letnim przesileniem Słońca.[51] Obchodzona jest w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) z 21 na 22 czerwca. Kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym w tym okresie szczególnie oczyszczającą moc. To również święto miłości, płodności, Słońca i Księżyca.

    Obchody Kupalnocki rozpoczynały się od rytualnego skrzesania ognia, po uprzednim wygaszeniu wszelkich palenisk w okolicy. Od tak roznieconego żywego ognia rozpalano następnie pozostałe, zawczasu przygotowane sterty drewna. Skakanie przez ogniska i tańce wokół nich miały oczyszczać, chronić przed złymi mocami i chorobą, a palenie ofiar zapewniać urodzaj, wszelki dobrobyt i płodność.


   Noc sobótkowa była również nocą łączenia się w pary. Niegdyś kojarzenie małżeństw należało do głowy rodu - przedstawicieli starszyzny oraz "wynajmowanych" przezeń zawodowych swatów. Dla dziewcząt jednak, które nie były jeszcze nikomu narzeczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów (np. z powodu braku odpowiedniego posagu, a w przypadku młodzieńca, niewystarczającej wartości wiana) Noc Kupały była wielką szansą na zdobycie ukochanego. Młode niewiasty plotły więc wianki z kwiatów i magicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem powierzały je falom rzek i strumieni. Poniżej nurtu rzeki czekali natomiast chłopcy, którzy - czy to w tajemnym porozumieniu z dziewczętami, czy też licząc na łut szczęścia - próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do świętującej gromady, by zidentyfikować właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Owej nocy przyzwalano im nawet (często pod pretekstem poszukiwania legendarnego kwiatu paproci[52]) na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie.[53] O świcie młodzi powracali jednak do wciąż płonących ognisk, by przepasawszy się bylicą i trzymając za dłonie przeskoczyć przez płomienie ogniska. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jednym dniu w roku stanowił swego rodzaju symboliczny rytuał zawarcia małżeństwa.

    Poza skakaniem przez ogień i szukaniem kwiatu paproci w Noc Kupały odprawiano również szereg rozmaitych wróżb, zwykle związanych z miłością lub mających pomóc w poznaniu przyszłości. Wróżono ze zrywanych w całkowitym milczeniu kwiatów polnych i z wody w studniach, z rumianku i kwiatów dzikiego bzu, z cząbru, ze szczypiorku, z siedmioletniego krzewu kocierpki, z bylicy i z mnóstwa innych roślin oraz odczytywanych znaków. Powszechnie wierzono też, iż osoby biorące czynny udział w sobótkowych uroczystościach przez cały rok będą żyły w szczęściu i dostatku.


Święto Plonów, dożynki, to etniczne święto Słowian, przypadające w okresie równonocy jesiennej. Święto poświęcone tegorocznym zbiorom zbóż (połączone z obrzędami dziękczynnymi za ukończenie żniw i prac polowych). Tradycyjnie dożynki obchodzone były w pierwszy dzień jesieni, podczas którego dziękowano bogom za plony i proszono o jeszcze lepsze w przyszłym roku. Ten ludowy zwyczaj Słowian i plemion bałtyckich w różnych regionach zwany był też często wyżynkami, obrzynkami, wieńcem, wieńcowem (od najważniejszego ich symbolu - wieńca ze zbóż i kwiatów) lub okrężnem (od starodawnego obyczaju jesiennego obchodzenia lub objeżdżania, czyli okrążania pól po sprzęcie zboża).[54]


    Obrzęd dożynek prawdopodobnie związany był początkowo z kultem roślin i drzew, a następnie z pierwotnym rolnictwem. Wraz z rozwojem gospodarki folwarczno-dworskiej w XVI wieku, dożynki zagościły na dworach właścicieli majątków ziemskich. Urządzano je wówczas głównie dla żniwiarzy (służby folwarcznej i pracowników najemnych) w nagrodę za wykonaną pracę przy żniwach i za zebrane plony. Stanowiąc ukoronowanie całorocznego trudu gospodarskiego obchodzone były po zakończeniu wszystkich najważniejszych prac polowych i po zebraniu plonów (głównie plonu zbóż). U schyłku XIX wieku, wzorem dożynek dworskich, ponownie zaczęto urządzać dożynki chłopskie, gospodarskie. Bogaci gospodarze wyprawiali je dla swych domowników, rodziny, parobków i najemników. Współcześnie dla rodzimowierców słowiańskich obchody te nadal związane są z postaciami etnicznych, rodzimych bóstw.

    Dożynkom towarzyszyły różne praktyki i zwyczaje, związane np. z ostatnią garścią, kępą lub pasem niezżętego zboża, które po żniwach czas jakiś pozostawiano na pustym już polu dla ciągłości urodzaju. Pozostawione na polu kłosy zwano przepiórką (na Mazowszu i Podlasiu), brodą (we wschodniej części Mazowsza), kozą (w Małopolsce), pępem lub pępkiem (w Wielkopolsce), perepełką (na kresach wschodnich); zwano je także wiązką, wiązanką lub garstką. Ostatecznie były uroczyście ścinane przez najlepszego kośnika, po czym wręczane najlepszym żniwiarkom do uplecenia wieńca. W niektórych regionach niemniej ważny był snop zboża zwany diduchem, który w celu udekorowania przechowywano aż do Święta Godowego. W tych to regionach przyszłoroczny siew rozpoczynano od ziarna pozyskanego z tegoż właśnie snopa. W późniejszym okresie rolę tę przejął wieniec dożynkowy, przechowywany w stodole do kolejnego roku (do nowego siewu), z którego wykruszone ziarna wsypywano do worków z ziarnem siewnym.

    Wicie wieńca z pozostawionych na polu zbóż, z kiści czerwonej jarzębiny, orzechów, owoców, kwiatów i kolorowych wstążek, rozpoczynało obchody dożynek. Wieńce te zwykle miewały kształt wielkiej korony lub koła. W przeszłości umieszczano w nich także żywe (z czasem sztuczne) koguty, kaczęta lub małe gąski, co miało zapewniać piękny i zdrowy przychówek gospodarski. Wieniec dożynkowy zwany bywał również "plonem", bo też i uosabiał wszystkie zebrane plony oraz urodzaj. Niosła go na głowie lub na wyciągniętych rękach (zazwyczaj przy pomocy parobków i innych żeńców, w związku z ciężarem tegoż wieńca) najlepsza żniwiarka. Za nią postępował orszak odświętnie ubranych żniwiarzy, niosących na ramionach wyczyszczone i przybrane kwiatami kosy oraz sierpy. Wieniec niesiono do świątyni lub do wcześniej zaproszonego kapłana w celu poświęcenia, a następnie ze śpiewem w uroczystym pochodzie udawano się do dworu lub do domu gospodarza dożynek, gdzie zazwyczaj organizowano biesiady z poczęstunkiem i tańcami.[55]


Dziady to święto szczególne - w ten magiczny czas, gdy świat żywych i martwych dzieli szczególnie cienka granica, staramy się zapewnić duchom przodków strawę i napitek, a przede wszystkim ciepło ognisk. Co więcej, podczas tej wyjątkowej nocy, to właśnie żywi oddać mogą największą przysługę zagubionym duszom - wskazać drogę do Nawii. Przypomina nam to jedno z ważniejszych przesłań naszej rodzimej wiary - nie tylko duchy mogą oddać przysługę żywym, ale i żywi duchom.

    Kult zmarłych istniał zawsze, wiara w życie pośmiertne jest rówieśnicą ludzkości. To więcej niż wiara, to przeświadczenie, wrodzony instynkt. Święto Zmarłych czyli dzień poświęcony ich pamięci obchodzony był przez ludy słowiańskie kilka razy w roku, przy czym najważniejsze przypadały w kwietniu oraz listopadzie.[56] Podobnie jak ludy świata antycznego nasi przodkowie wierzyli, że pewna część zmarłych (np. ci, którym z różnych powodów nie dane było jeszcze trafić do Nawii) zazdrości żywym bytowania na ziemi. Między innymi z tego powodu, choć przede wszystkim dla okazania szacunku zmarłym, składano do grobu stosowne dary. Wierzono, że dziadom poświęcony jest najświetniejszy kąt izby, a także że mogą one chować się w blacie stołu, jednocześnie domagając się przy tym szacunku domowników.[57]

    Jeszcze w XIX wieku, zwłaszcza na wschodnich krańcach Polski, na pograniczu litewskim i białoruskim, dość powszechnie odprawiane były obrzędy ku czci zmarłych, zwane Dziadami. W tym dniu wiara ludowa tak dalece ożywiała zmarłych, że stawiano na grobach nie tylko pieczywo, ale i kaszę, miód, jajka. Często urządzano na grobach ucztę z udziałem krewnych zmarłego, której resztki pozostawiano żebrakom. Drugim obok "karmienia dusz" akcentem tego święta było palenie ogni. Początkowo zapalano ogniska na rozstajnych drogach, aby wskazywały kierunek wędrującym duszom. Przy tych stosach zziębnięte dusze mogły się też ogrzać. Od XVI/XVII w. ogniska te zaczęto palić na cmentarzach - stąd dzisiejsze symboliczne świeczki i znicze na mogiłach.

    W innych regionach dziady odwiedzające swe rodzinne domy ugaszczano gorącym, parującym posiłkiem. Gdy owa uczta odbywała się w domu, po wieczornym powrocie z cmentarza gospodarz trzykrotnie obchodził chatę i niosąc przed sobą bochenek chleba wypowiadał stosowną formułę do usadowionej w oknie gospodyni. Po tych zabiegach gospodarz wchodził do izby i wraz z pozostałymi domownikami odmawiał modlitwę, po czym wszyscy zasiadali do stołu. Jeśli podczas takiej wieczerzy łyżka spadła pod stół, zgromadzeni wiedząc, że to duchy porwały łyżkę z rąk, nie próbowali jej podnieść. Jeśli kto jednak odruchowo sięgnął ręką pod blat, to winien był na miejscu łyżki położyć kawałek chleba.

    Tego dnia zakazane było szycie, przędzenie, prasowanie, rąbanie drewna, cięcie sieczki i wylewanie brudnej wody przez próg (czyli wykonywanie wszystkich czynności mogących zaszkodzić przybyłym duszom).[58] Przed udaniem się na spoczynek rodzina raz jeszcze oddawała cześć duchom przodków w świętym kącie izby, po raz ostatni tego dnia odmawiając modlitwy za zmarłych. Gospodynie zamiatały izby, słały białe ręczniki albo obrusy na stołach i kładły na nich chleb, sól i nóż, aby zmarli odwiedzający w tę noc domostwo nie odeszli głodni.[59]


[43] Na przełomie XVIII i XIX wieku tradycję dekorowania snopa żyta niemal całkowicie zastąpił przybyły z Niemiec zwyczaj dekorowania choinki (która to ostatecznie stała się niejako symbolem innego święta, jakim jest chrześcijańskie Boże Narodzenie).

[44] Oskar Kolberg - Śląsk. Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, t. 43.

[45] Oskar Kolberg - Krakowskie. Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, t. 5 – 8; Suplement do t. 5-8 cz. I, t. 73.

[46] Wyraz "kolęda" pierwotnie oznaczał radosną pieśń noworoczną, śpiewaną podczas odwiedzania znajomych gospodarzy w noc przesilenia zimowego.

[47] Czesław Witkowski - Polskie obrzędy i zwyczaje ludowe, wyd. Muzeum Etnograficzne w Krakowie, Kraków 1965.

[48] Obecnie postać Gwiazdora upodobniła się do osoby tzw. św. Mikołaja, zaś z dawnych atrybutów pozostała mu rózga, którą wymierza karę niegrzecznym dzieciom. Z kolei sam kult św. Mikołaja, np. na Rusi silnie związany został z wcześniejszym kultem Welesa - jednym z głównych bóstw panteonu słowiańskiego.

[49] Anna Zadrożyńska - Powtarzać czas początku, Wydawnictwo Spółdzielcze, Warszawa 1985.

[50] Maria Ziółkowska - Szczodry wieczór, szczodry dzień, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989.

[51] Słowo "kupała", wbrew powszechnie głoszonym opiniom, najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego z ruską formą słowa "kąpiel". Tłumaczenie takie zostało wymyślone przez świat chrześcijański nie wcześniej niż w X-XI stuleciu - Kościół nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów "pogańskiej" Sobótki, podjął próbę zasymilowania tego święta z obrzędowością chrześcijańską. Z racji tego, że Jan Chrzciciel stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli (w obrządku wschodnim) próbowano uczynić z niego patrona Nocy Kupalnej, a z czasem wręcz zaczęto zwać go Kupałą (w niektórych regionach Białorusi Jan Chrzciciel to nadal jeszcze Jan Kupała). Stąd też zapewne w powszechnej świadomości społecznej wziął się inny pogląd, iż nazwa święta pochodzi od imienia rzekomego słowiańskiego bóstwa - patrona miłości i płodności - Kupały. W rzeczywistości teza o istnieniu takiego bóstwa jest najprawdopodobniej efektem wtórnym stopniowo przeprowadzanej chrystianizacji (to raz przenikającej na tereny pogańskie, to znów cofającej się). Raz wprowadzona postać Jana Kupały w pewnych regionach uległa najprawdopodobniej wtórnemu przeobrażeniu, powracając następnie jako personifikacja o charakterze pogańskim. W rzeczywistości wyraz "kupała" pochodzi najpewniej od wspólnego dla większości Słowian indoeuropejskiego określenia "kupa", oznaczającego grupę czyli gromadę, zbiorowość, z którego wywodzą się takie słowa jak skupić, kupić (w sensie "gromadzić").

[52] Legendy o kwiecie paproci, zwanym też "Perunowym Kwiatem" (jako że napięcie w przyrodzie podczas burz miało sprzyjać kwitnieniu tej rośliny) znane są z przeróżnych podań i legend. W rzeczywistości bynajmniej wcale nie musiało jednak chodzić o kwiat paproci według współczesnej klasyfikacji botanicznej. Wyraz paproć (albo paprotka) stanowił ongiś nazwę nie jakiejś określonej rośliny, lecz był terminem ogólnym, oznaczającym zbiorowo wiele rodzajów roślin (w tym co najmniej kilka rzeczywiście kwitnących albo pachnących tylko w nocy) znajdowanych na gruntach podmokłych. Szukanie i znajdowanie zatem "kwiatu paproci" - niekoniecznie w każdym przypadku takiej samej rośliny - choć utrudnione podmokłym gruntem leśnym i nocą - wcale nie było niemożliwe. Każda z par sobótkowych miała wcale niezłą szansę znalezienia takiego czy innego "kwiatu paproci", a wraz z nim widoku na pomyślną, wspólną przyszłość. - za J. P. Horzelski - Świętojańskie wianki i kwiat paproci, Wiadomości 21/1521, Londyn 1975.

[53] Tu jednak nie należy ulegać powszechnej, dalece przesadzonej opinii o szczególnej rozwiązłości towarzyszącej temu świętu. O ile bowiem faktycznie zdarzyć się mogło, że któraś z panien tej nocy straciła swój wianek, to tylko wówczas, jeśli w dalszej kolejności szły za tym poważniejsze zobowiązania - czyli swaćba (ślub). Warto przy tym pamiętać, że najstarsze relacje z tych świąt sporządzane były zazwyczaj przez (raczej niezbyt przychylnych pogaństwu) kościelnych duchowych, dla których nawet pół odsłoniętej w tańcu łydki często stanowiło zupełnie wystarczający powód do zgorszenia i obrazy moralności.

[54] Zbigniew Kuchowicz - Obyczaje staropolskie, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1975.

[55] Barbara Ogrodowska - Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne, Muza, Warszawa 2007.

[56] Jako, że cześć i pamięć dla zmarłych była szczególną cechą Słowian i ich rodzimych zwyczajów, jesienne Święto Dziadów Kościół katolicki został zmuszony zaakceptować (zresztą nie po raz pierwszy próbując zaanektować to, czego do końca nie był w stanie “wykorzenić”), ustalając je na konkretny dzień - 2 listopada.

[57] Stąd też uderzenie pięścią w stół było uważane za rzecz gorszącą, ale w razie zagrożenia gospodarz stukał palcem w spód stołu, budząc w ten sposób czujność dziadów i prosząc je o ochronę przed nieszczęściami.

[58] Renata Hryń-Kuśmirek, Zuzanna Śliwa - Encyklopedia tradycji polskich, Poznań 2002.

[59] Ewa Ferenc-Szydełkowa - Polskie tradycje świąteczne, Poznań 1997.